Wczoraj był straszny dzień. [...] Przez cały czas bitwy byliśmy bez przerwy ostrzeliwani z armat oraz karabinów ręcznych i maszynowych. Przez pewien czas jeden kulomiot bił do nas z tyłu. Z naszej strony ogień był tak gęsty, że kowale, sanitariusze, szewcy, jezdni, wywiadowcy i w ogóle kto tylko żył, musiał nam donosić pociski. Tak byłem zmęczony walką oraz biegiem przez płonącą wieś, że gdy w pogoni za swym działem wydostałem się wreszcie na szosę, nie miałem nawet siły krzyknąć na jezdnych, by się zatrzymali, i tylko ręką dawałem im znaki. I tak by mnie zresztą nie usłyszeli, bo na szosie panowało istne piekło.
Wszystko uciekało w zupełnym pomieszaniu. Piechurzy w hełmach różnych kształtów i barw pędzili z karabinami maszynowymi oraz z aparatami i centralami telefonicznymi. Mijały ich w galopie wozy i powózki. Jakiś żołnierz jechał na dwukółce z karabinem maszynowym. Nakryty był białą celtą [plandeką] i trzymał kosę na ramieniu, więc wyglądał jak śmierć na rydwanie. Jeźdźcy wymijali wszystkich, wznosząc chmury kurzu, który zasłaniał wszystko. Tylko ranni wlekli się wolno, poowijani zakrwawionymi bandażami. Niektórych podtrzymywali towarzysze. [...]
Nagle gwizdnął nad nami ciężki pocisk, aż jezdni pokładli się na karkach koni. Ziemia przed działem wzniosła się olbrzymim słupem. Rozpędzony zaprzęg przewrócił się, wpadłszy widocznie w lej od granatu, a ja wyleciałem pod koła głową naprzód. Skrzynia z amunicją, biblioteczka i wszystko, co się znajdowało na przodkarze, spadło na mnie. Miałem tyle przytomności, że chwyciłem się postronków, za które konie dyszlowe ciągnęły mnie przed kołami, ale wtedy jeden z nich przerażony zaczął mnie bić kopytami i w końcu zwalił się na mnie. Widziałem jeszcze, jak inny granat obalił z końmi dowódcę baterii i trębacza Paszkowskiego, którzy gonili działo przez pole. Jezdni zaczęli podnosić zaprzęg, a porucznik Świnarski zapytał: „Czy aby konie nie ranne?”. — „Rembek zabity” — odpowiedziano. Dowódca machnął ręką: „Mniejsza z nim”.
Tymczasem mój zamkowy Kępa wyciągnął mnie spod całego kłębowiska. Niczego mi nie brakowało, jedynie spodnie miałem zdarte do gołego ciała. Pozbieraliśmy wszystko oprócz biblioteczki i ruszyliśmy dalej wśród huraganowego ognia. [...] Chłopi wychodzili z chałup i przyglądali się naszemu odwrotowi. Jeden żołnierz rozwścieczony zastrzelił jakiegoś. [...] Zajęliśmy pozycję za lasem. Teraz wszyscy śpią, a ja piszę na armacie w oczekiwaniu rozpoczęcia ognia.
5 lipca
Stanisław Rembek, Dzienniki. Rok 1920 i okolice, Warszawa 1997.
Wybrałem się [z Grodziska Mazowieckiego] nareszcie do Warszawy mimo silnego mrozu. W tramwaju taki ścisk, że przez całą drogę, która zresztą trwała prawie 3 godziny, stałem między ławkami. Warszawa, jak za każdym razem, zrobiła na mnie przygnębiające wrażenie. Ciągle zapomina się, że to miasto jest tak zniszczone. Wszędzie trzeba schodzić na jezdnię, żeby wymijać grożące zawaleniem ruiny. Chodniki pełne wybojów. W dodatku olbrzymie śniegu tamują ruch do tego stopnia, że miejscami można się przesuwać głębokimi śnieżnymi parowami jedynie bardzo wolno i gęsiego. Nie spotyka się ludzi elegancko ubranych. Na wszystkich ulicach pełno podskakujących dla rozgrzewki sprzedawców tytoniu, sacharyny, nafty, obwarzanków, galanterii, książek itp. Na jezdniach pracują gromady zmaltretowanych Żydów z białymi opaskami na ramionach.
Warszawa, 20 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Zima trwa beznadziejnie. Prawie przez cały dzień prószył śnieg. Rano szyby były pokryte lodem, a wszystko na dworze sadzią. Wszyscy narzekają, bo brak węgla i drzewa. Po drodze do Grodziska pod torem kolejowym płoty są porozbierane przez ubogą ludność. Drożyzna cokolwiek spadła, ale chleba kartkowego nie ma, a z wolnej ręki jest nadal tak drogi, że Marysieńka piecze codziennie z razówki z przymieszką otrąb w piecu pokojowym. Niemcy nie srożą się tak jak dawniej, tylko ciągle zabierają do robót w Prusach.
Grodzisk Mazowiecki, 8 marca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wybrałem się wreszcie [z Grodziska Mazowieckiego] do Warszawy. [...]
Gdy szedłem wśród ruin ulic Królewskiej, Grzybowskiej i Granicznej, zmierzchło się niemal zupełnie. Naraz za mną rozległy się krzyki i tłum zaczął uciekać we wszystkie strony w największej panice. Jakichś dwóch wyrostków zawołało w biegu: „Rozbrajają kogoś!”. Nasłuchiwałem, czy nie rozlegnie się wystrzał, bo w takim wypadku mógłbym paść ofiarą jakiejś masakry w rodzaju wawerskiej i anińskiej. Mimo to nie dałem się porwać panice. [...] Spałem na kanapce u Płoskiego. [...] Z ulicy dochodziły odgłosy Niemców, patrolujących i jeżdżących samochodami.
[...]
W ogóle Warszawa jak zwykle zrobiła na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Ponieważ rozbierają popalone domy, więc coraz bardziej widać ogrom zniszczenia. Trudno zrozumieć, gdzie się mogą pomieścić w nocy te tłumy ludzi snujących się po jezdniach obok zadrutowanych chodników i piętrowych kup brudnego śniegu, którego nie ma komu uprzątnąć, chociaż rano maszerują całe kompanie Żydów z łopatami, kilofami i łomami żelaznymi. Jedna z takich gromad gwizdała patriotyczną piosenkę wojskową.
Warszawa, 19 marca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wyruszyłem do Grodziska, żeby się dowiedzieć, czy nie wydają na kartki chleba i cukru, ale dostałem tylko dwa kilo soli. Natomiast rozlepiano akurat różowe rozporządzenia, że nie wolno przebywać na ulicach od zmierzchu do rana, nie wolno zatrzymywać się na ulicy i w bramach oraz że należy wojskowym i urzędnikom niemieckim ustępować z drogi w sposób „należyty”. Jest to chyba cios skierowany głównie w stronę handlujących na ulicach i w bramach inteligentów.
Grodzisk Mazowiecki, 21 marca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wybrałem się z ojcem do Warszawy. W drodze słońce od czasu do czasu ukazywało się zza chmur, ale stawy i kałuże na polach pokrywał lód, a po dołach i rowach wszędzie leżały jeszcze zaspy brudnego śniegu. Ojciec był beztroski, jakby żadnej wojny na świecie nie było. Objaśnił mi styl każdej widzianej przez okno tramwaju willi. Warszawa również nie zrobiła na nim bynajmniej przygnębiającego wrażenia. Zresztą dziury od granatów były już przeważnie zamurowane, skaleczenia od odłamków zatynkowane, leje na jezdniach pokryte cementem, a wiele domów zburzonych odbudowuje się. Mimo to znać jeszcze wielkie zniszczenia. Na Nowogrodzkiej, dokąd tramwaj dojeżdża, stoją jeszcze sterty sczerniałego śniegu. W wielu miejscach można chodzić tylko po jezdni. Ojciec polecił mi iść na Złotą, żeby załatwić sprawę emerytury jednego znajomego. Nie mogłem się tam jednak dostać, gdyż wszystkie ulice zagrodzone są kozłami hiszpańskimi i strzeżone przez policję, która nikogo nie wpuszcza ani nie wypuszcza. Napisy głoszą o panującej tam zarazie. Zarazem jednak jest to ta sama dzielnica, w której w ostatnich czasach dokonano najwięcej aresztowań.
Warszawa, 4 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień ciepły i słoneczny, ale przechodząc koło hal widziałem jeszcze nie stopione zaspy śnieżne. Czuję się strasznie zdenerwowany, ciągle mnie bowiem karmią opowiadaniami o aresztowaniach, torturach w gestapo i o masowych egzekucjach w Radomiu, Firleju, Starachowicach i Tomaszowie. [...] wskutek zdenerwowania nie mogłem się wziąć do żadnej pracy. Miasto czerwieniało od flag ze swastyką jak w dzień urodzin Hitlera. Wstąpiłem najpierw do Karola Krygiera. Na wystawie miał portret Hitlera ze swastykami. Przekonałem się z rozmowy, że sam uważa się obecnie za Niemca.
Piotrków Trybunalski, 20 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień słoneczny, ale chłodny. Wieje silny wiatr wschodni. Do obiadu byłem sam na gospodarstwie. Sprzątałem, pracowałem w ogrodzie i gotowałem jałowy krupnik na obiad, bo słoniny znowu brakło, jak również i mięsa. Chleb znacznie podrożał, a krążą pogłoski, że ma go braknąć zupełnie. W obiad przyjechała Marysieńka z Marutą. Był ogromnie podniecone, bo gdy wczoraj zaszły do Niedźwiedzkich, wpadło tam gestapo na rewizję. Do nich przyskoczył jakiś zamaskowany kapeluszem i kołnierzem od płaszcza cywil z pistoletem. Wszystkie panie, z wyjątkiem Marysieńki, Stachy i starszej pani Niedźwiedzkiej, poddano szczegółowej rewizji. Heńka, Jędrka, Tadka Gąsiorowskiego i trzech innych mężczyzn aresztowano i wywieziono samochodem. Woźny Bronisław dostał tylko w w twarz od oficera, bo znaleziono przy nim tajną gazetkę. [...] W Warszawie odbywają się podobno masowe aresztowania. Po prostu zajeżdżają samochody policyjne przed kawiarnię i zabierają wszystkich mężczyzn, którzy oczywiście nie wykażą się niemieckim pochodzeniem. Mówią o 30 tys. świeżo aresztowanych. Wszyscy zresztą spodziewaliśmy się tej fali w związku ze zbliżającym się świętem 3 Maja.
Grodzisk Mazowiecki, 30 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Cały dzień przeszedł mi na chodzeniu z mydłem. Obleciałem wszystkie sklepy w Milanówku i dwa razy byłem w Grodzisku. Aż sobie stopy poodparzałem. Ale udało mi się sprzedać pięć kilo. W mieście nic prawie nie wskazywało, że dziś jest przecie święto oficjalne Trzeciej Rzeszy. Flagi wisiały, te co zwykle, bo było tego rodzaju rozporządzenie, targ odbywał się normalnie, częściej jedynie spotykało się postrojonych oficerów i rano po raz pierwszy usłyszałem sygnał trąbki, a potem śpiew żołnierski. Pojawiło się też dwóch gestapowców, jeden mundurowy, a drugi po cywilnemu.
Grodzisk Mazowiecki, 1 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień pogodny, niebo bezchmurne, ale wieje porywisty wiatr południowo-wschodni. W Grodzisku, gdzie byłem dwa razy, krążą patrole volksdeutcherów z żandarmami na czele, a na ważniejszych skrzyżowaniach ulic porobiono gniazda karabinów maszynowych z szaro pomalowanych desek, napełnionych przez spędzonych Żydów ziemią. Jedna taka reduta znajduje się naprzeciw restauracji Dąbkowskiego. Dziwiliśmy się wszyscy tej dziwnej u Niemców nieznajomości psychologii naszego narodu. Z jakiego powodu przywiązują tak wielką wagę w obecnej sytuacji do naszych świąt narododowych? Na torze kolejowym patrolowała różnokolorowa pancerka.
Grodzisk Mazowiecki, 3 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
[...] w Warszawie niebywała pustka. Jest to skutek ostatnich masowych aresztowań oraz rozporządzenia, że wszyscy młodzieńcy w wieku od 15 do 24 lat mają się zarejestrować do pracy w Prusach. Gubernator [Hans] Frank jako motyw podał, że mieszkańcy „Guberni Generalnej” żywieni są zbożem niemieckim, muszą się więc za to wywdzięczyć własną pracą. Od Chmielnej do Królewskiej wszystkie wschodnie bocznice Marszałkowskiej są zagrodzone wysokim szczelnym murem, na wierzchu którego sterczy potłuczone szkło. Przypuszcza się ogólnie, że są to prace przedwstępne do utworzenia getta.
Warszawa, 4 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W okolicy panuje nastrój przygnębienia z powodu obław niemieckich. Z tego, co opowiadają, widać, że jak długa i szeroka jest nasza „Gubernia Generalna”, odbywa się jakieś dzikie, nieznane chyba w dziejach polowanie na ludzi wszelkiego stanu, płci i wieku. Co robią ze schwytanymi dorosłymi – nie wiadomo. Ale w szkołach powszechnych warszawskich zabierano gwałtem dzieciom krew dla rannych. Dzisiaj miano zabierać w Milanówku, w szkole na Grudowie. W związku z tym starsze klasy naszej szkoły uciekły do domów, a młodsze nauczycielki wyprowadziły na wycieczkę do lasu, skąd nie pozwoliły im wychodzić na skraj. [...] Wiele młodzieży wiejskiej ma się ukrywać po lasach, stogach, parkach i różnych schronieniach.
Grodzisk Mazowiecki, 10 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień słoneczny i niemal upalny. Mimo święta Bożego Ciała, nikt się nie kwapił do kościoła w obawie przed obławą. Zresztą procesje zostały zakazane. Po obiedzie wybrałem się do Grodziska. Tadek i jego siostra opowiadali mi szczegóły o wczorajszej obławie. Robili ją Niemcy miejscowi, których zjechało się z pięciuset. Przeszukiwali domy i brali wszystkich bez różnicy płci i wieku, bijąc kolbami nawet kobiety. Nałapano w ten sposób ze 2 tys. osób, z czego po wylegitymowaniu zabrano jakieś 800.
Grodzisk Mazowiecki, 23 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień słoneczny i piękny. Dowiedziawszy się od Tomki, że nie ma obławy w Milanówku, wybrałem się do Warszawy. Zrobiła na mnie nieco lepsze wrażenie. Sporo domów jest już odnowionych lub nawet odbudowanych. Bruki i chodniki również się naprawia. Jedynie śródmieście przedstawia nadal żałosny widok ruin. Ciągle spotyka się kapele uliczne, które grają bardzo pięknie. Przed filharmonią widziałem całą orkiestrę z dyrygentem. Grała fragment opery z towarzyszeniem śpiewu jakiegoś tenora o wyszkolonym głosie. Przed sejmem spotkałem zespół szczególnie wzruszający. Było to pięciu byłych żołnierzy. Dwóch, całkowicie ubranych, było jednonogich.
Warszawa, 10 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dzień słoneczny i piękny. Zaraz po śniadaniu przyszedł drugi dodatek nadzwyczajny z wiadomością o przystąpieniu Włoch do wojny. Byłem tym tak wstrząśnięty, że zostawiłem zdrętwiały dom Waśniewskich i poszedłem do Saloniego. Złapałem go na przystanku tramwajowym. Przyznał mi się, że wiadomość o rozszerzeniu się wojny przyprawiła go o chorobę żołądka. Pojechałem do Niedźwiedzkich. Zastałem tam starego Niedźwiedzkiego zalanego łzami. Nie pamiętam wydarzenia, które by do tego stopnia wstrząsnęło nerwami. W kolejce wszyscy siedzieli milczący i posępni. [...] Nie mogłem zasnąć do późna w nocy. Na torze słychać było bezustanny szum jadących w stronę Warszawy pociągów z wojskiem.
Grodzisk Mazowiecki, 11 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Rano rozeszła się wieść o kapitulacji Francji. Wywołała ona wrażenie chyba większe niż kapitulacja Warszawy. Kobiety płaczą, nikt o niczym innym nie mówi. Subiekt w sklepie, w którym była Marysieńka, powiedział do niej z rozpaczą: „To już chyba nie ma Boga”. Dąbkowskiego zastałem roztrzęsionego tym bardziej, że właśnie oblewali u niego zwycięstwo gestapowcy w towarzystwie dwóch kobiet. Śpiewali bezustannie i co chwila wychodzili do ustępu w towarzystwie swoich dam. [...]
Z komunikatu wynika, że Niemcy odcięli już całkowicie Linię Maginota.
Grodzisk Mazowiecki, 18 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Pogoda ładna. Wybrałem się do Warszawy [...]. Niemcy w Warszawie zachowują się o wiele spokojniej. Podobno mówią, że jeszcze w tym miesiącu musi wybuchnąć wojna z bolszewikami. Przyjechał tu z Berlina cyrk Buscha. Warszawa go bojkotuje. Na afiszach ktoś umieszcza napisy: „Żadna polska dusza nie chodzi do cyrku Buscha”. W związku z wywiezieniem niektórych pomników, jak Chopina, na pomniku Poniatowskiego był napis: „Józiu, zapisz się do volksdeutscherów, to cię nie wywiozą”. Na ulicach pełno orkiestr i śpiewaków, przeważnie bardzo dobrych, są to bowiem najlepsze nasze siły. Zarabiają podobno nieźle, ale wszystko, co grają, musi przechodzić przez cenzurę, za którą sporo się płaci. Mówił mi o tym Stefan Kisielewski, który również grywa po różnych kawiarniach. Spotkałem go, jak szedł właśnie do takiej cenzury.
Warszawa, 9 sierpnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
[...] wybrałem się do Warszawy. [...] Całe miasto skąpane było w purpurze pęków swastyk, bo jutro w związku z wcieleniem Generalnego Gubernatorstwa do Wielkiej Rzeszy ma się odbyć uroczystość przemianowania placu Józefa Piłsudskiego na Adolf Hitlers Platz. Został on udekorowany specjalnie obficie. Pomnik Poniatowskiego zasłonięty był deskami. Ale grobowiec nieznanego żołnierza ze zgaszonym zniczem tonął w biało-czerwonych kwiatach. Stale otaczała go gromada przechodniów. Ludzie zdejmowali przed nim kapelusze. Przechodzący policjant zasalutował.
Warszawa, 31 sierpnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wiadomości z teatru wojny stają się coraz bardziej monotonne. Nikt już prawie nie wierzy w rychłe jej zakończenie i w szczęśliwy dla nas jej wynik. Przedwczoraj wielkie poruszenie wywołała wiadomość o utworzeniu getta w Warszawie i o nakazanym w związku z tym przesiedleniu Polaków i Żydów do końca tego miesiąca. Wczoraj rozeszła się pogłoska, że zarządzenie to zostało wstrzymane na pół roku. Podejrzewam, że wyszła ona od Żydów.
Grodzisk Mazowiecki, 17 października
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
[...] dziś rano umówiłem się z Dąbkowskim, że pójdziemy po obiedzie na cmentarz. Najpiękniej udekorowane kwiatami i oświetlone lampkami były groby naszych żołnierzy poległych i zmarłych w szpitalu podczas tej wojny. Kręciło się tam mnóstwo ludzi. Groby żołnierzy niemieckich były również oświetlone przez jakiś niemiecki komitet, ale stały na nich tylko po dwie lampki i nie było żadnych zwiedzających. Po wieczerzy długo gawędziliśmy z majorem Hryniewiczem. Na sali siedziało sporo żołnierzy niemieckich. Zachowywali się bardzo cicho i spokojnie. Spałem u Dąbkowskiego. W nocy słychać było maszerujące bez przerwy kolumny wojska. Jechały na wschód.
Grodzisk Mazowiecki, 2 listopada
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wybrałem się do Warszawy [...]. Z kolejki przesiadłem się od razu do tramwaju numer dwadzieścia siedem, jadącego na Żoliborz. Musiałem dwa razy przejeżdżać przez getto w przededniu zamknięcia. Były tam takie tłumy ludzi na chodnikach i na jezdniach, jakby się odbywała bezustanna demonstracja. Przy przechodzeniu przez ulicę wszyscy Żydzi obnażali głowy. Tramwaj dwukrotnie był rewidowany przez żandarmerię w poszukiwaniu artykułów spożywczych. Podobno już kilku przekupniów chrześcijan zastrzelono. Na jednym położono chleb i masło dla odstraszenia innych. Śmierć ponieśli bodaj ci, którzy odmówili wypełnienia upokarzających praktyk. Schwytanym przekupniom bowiem kazali Niemcy całować Żydów w obnażone pośladki. Jednej babie kazano lizać Żyda w wysmarowany jej śmietaną zadek.
Warszawa, 25 listopada
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wczoraj ociepliło się nieco i wiał zachodni wilgotny wiatr. W nocy spadł miękki śnieg. Po obiedzie byłem w Grodzisku, gdzie kupiłem rury do piecyka po 3,50 kawałek. U Dąbka nic nowego. Chleba nie ma zupełnie, rano był po 5,50 bochenek razowego. Żandarmeria urządza po bramach zasadzki na przekupni, wożących chleb kolejką. Aresztują ich i zabierają do Warszawy. Rewiduje się nawet robotników jadących do pracy.
Grodzisk Mazowiecki, 9 stycznia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Warszawa zawalona śniegiem, który sterczy na chodnikach w postaci pagórków. Na każdym rogu gra jakaś orkiestra, śpiewa jakiś tenor arie operowe lub też zespół weteranów czy inwalidów z ostatniej wojny okropnie fałszuje różne pieśni patriotyczne czy wojskowe. Niektórzy z nich niewątpliwie pokupowali sobie mundury, a nawet kule dla poruszania serc rodaków. Wszędzie wielka trwoga wskutek masowych aresztowań na nie znaną dotychczas skalę. Aresztuje się, rzecz dziwna, podobno głównie osoby, które współpracowały w jakikolwiek sposób z Niemcami, a więc urzędników magistrackich, oficerów policji i pracowników rozmaitych urzędów. Ma się ich osadzać w poprzednio opróżnionym Pawiaku, a później wywozić do Niemiec.
Warszawa, 17 stycznia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Rano byłem na mszy i w Milanówku, potem poszedłem do Grodziska po zakupy, głównie po słoninę. Chciałem też dostać koniny, ale jatka była zamknięta. W ogóle w Grodzisku panował nieopisany chaos w związku z przesiedlaniem się Żydów do Warszawy. Mają oni prawo zabierać z sobą rzeczy do 14 bm. wyprzedają więc rzeczy za bezcen. Kupują głównie chłopi, którzy w tym celu zjeżdżają do miasteczek. W życiu gospodarczym wywołało to taki chaos, że u Dąbka nie było w restauracji nic do zjedzenia.
Grodzisk Mazowiecki, 4 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wybrałem się z Marysieńką do Grodziska. Chciała ona dokupić rur do piecyka, żeby go przenieść do innego pokoju. W mieście targ był wyjątkowo ożywiony, bo wszyscy chłopi przyjeżdżali, żeby kupować meble od Żydów. Poszliśmy również do znajomego kamasznika, gdzieśmy widzieli piecyk, ale rur nie dostaliśmy, bo mają wyjeżdżać dopiero za dwa dni. W domu zastaliśmy babcię, która zaraz zresztą odjechała. Za nią zakręciła się Andzia i uciekła, widocznie podniecona opowiadaniem o exodusie Żydów.
Grodzisk Mazowiecki, 5 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W południe jak zwykle wybrałem się do Grodziska po chleb i po mleko. Na ulicach pusto, a na targu cicho jak w kościele, gdyż już prawie wszyscy Żydzi wynieśli się do Warszawy. Tymczasem komisarz wiejski Lissberg wydał zarządzenie, że Żydom nie wolno opuszczać miasta i że wszelkie patrole mają rozkaz strzelać do każdego Żyda napotkanego poza miastem. W Wiskitkach kilku już w ten sposób zabito. Wieczorem ściągnięto rezerwę policji i urządzono obławę na pozostałych Żydów, żeby ich ściągnąć wszystkich na jedno podwórko. Na ich miejsce ma przybyć do Grodziska sześć tysięcy wysiedlonych Polaków z Dąbrowy Górniczej.
Grodzisk Maziwuecju, 7 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W Grodzisku byłem po raz pierwszy w świeżo założonym sklepie niemieckim tego samego Niemca, który ciągle pije u Dąbka i straszy Polaków pistoletem. Dostałem tam skumbrii i świec na bon. Byłem też z Marysieńką w mleczarni u Borkowskiego, żeby mi dał jakieś zajęcie. Codziennie dostaję tam dwa litry odciąganego mleka. Mleko tłuste oraz masło są tylko dla Niemców. Z Polaków jeden jedyny burmistrz Radgowski dostaje kilo masła na miesiąc, podczas gdy samotny szofer Niemiec dostaje 4 kilo tygodniowo. Również przy wydawaniu jaj na kartki Polacy dostają po jednej sztuce, a Niemcy po 24.
Grodzisk Mazowiecki, 17 marca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Roznosiłem wezwania po Nadarzyńskiej i po jej bocznicach. Niemcy ciągną na wschód nie tylko już pociągami, ale i drogami. Spotkałem jeden batalion na rynku. Byli to bardzo młodzi chłopcy, bardzo wątle i nędznie się prezentujący. Niemcy grodziscy twierdzą, że w poniedziałek rozpocznie się wojna z bolszewikami.
Grodzisk Mazowiecki, 4 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Roznosiłem zawiadomienia po Królewskiej i bocznicach. Na Okrężnej ujrzałem po raz pierwszy w tym roku bociana, kleczącego na gnieździe. Przekonałem się, że polscy Niemcy mają wielki strach przed wojną na wschodzie. Pociągi wojskowe jadą w dalszym ciągu. W Grodzisku zaciemniają stację i wozownię kolejki.
Grodzisk Mazowiecki, 5 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W Grodzisku, skąd po zameldowaniu się wyjechałem, zastałem ruch całkiem przyfrontowy. Ulicami przeciągała ciężka artyleria i wozy wojskowe w różnych kierunkach. Wszyscy przechodzący oficerowie i żołnierze byli uzbrojeni i zaopatrzeni w maski gazowe. Na dworcu ciemno, gdyż szyby zaklejono czarnym papierem.
Grodzisk Mazowiecki, 7 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
[...] obudziła mnie nad ranem kanonada artyleryjska. Po obiedzie udało mi się zasnąć. Obudzono mnie, gdyż przyszedł Fagas. Opowiadał o bliskim wybuchu wojny. Wtem zjawiła się Marysieńka z wiadomością, że wojna wybuchła już o trzeciej z minutami i że wydano o tym dodatek nadzwyczajny. Wieczorem przyjechał z tą samą wiadomością na rowerze Groszewski. Był zresztą tak pijany, że nie można się było od niego dowiedzieć żadnych szczegółów oprócz tego, że Niemcy bombardowali szereg miast na Ukrainie i na Krymie.
Grodzisk Mazowiecki, 22 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Nareszcie skończyło się gorsze od wszystkiego oczekiwanie. Od rana wybrałem się do Grodziska. Pojechałem tramwajem do Groszewskiego po obierki. Wszędzie radość z powodu wszczęcia wojny, która przyniesie nam zjednoczenie. [...] Po godzinie szóstej odbył się pierwszy nalot dwóch bolszewickich samolotów na Warszawę. Na Zygmuntowskiej trafiono bombą dwa wagony piątki, gdzie miało zginąć wielu Polaków i dwóch Niemców. Pracowaliśmy potem w ogrodzie. Słychać było bliską kanonadę i wybuchy bomb.
Grodzisk Mazowiecki, 23 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Zaraz po śniadaniu wybrałem się do Grodziska. Ogromna masa pogłosek i wieści. Najbardziej smutne, że Warszawa jest znów bombardowana przez bolszewików. Bomby miały spaść na Krakowskim Przedmieściu przed apteką Wendy, na pałac Rady Ministrów, na Niecałej, na Placu Teatralnym, na Pradze, na Woli i na Okęciu, gdzie miała zostać trafiona wieża obserwacyjna. Konduktorzy i kolejki mówią o trwającym bombardowaniu Warszawy, Czystego i Ursusa, wskutek czego pociągi mają chodzić tylko do Pruszkowa. Mimo to widać ciągle przejeżdżające transporty wojskowe. Pod niebem wyją samoloty. Niemieckie aparaty lecą nisko. [...] Gdy wracałem do domu, ciągle słyszałem bliższe czy dalsze wybuchy, świadczące o ciągłych nalotach bolszewickich. Zdaje mi się, że jedna bomba padła w Grodzisku.
Grodzisk Mazowiecki, 24 czerwca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Od rana wybrałem się z Borkowskim do Wesołej obejrzeć plac. Idąc ciągle słyszałem odległą kanonadę. Warszawę zobaczyłem po raz pierwszy od wybuchu wojny z bolszewikami. Wszędzie widać przygotowania do obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej. Na kamienicach koło Dworca Głównego, na wieżyczkach mostu Poniatowskiego, na kracie mostu Kierbedzia ustawiają armatyprzeciwlotnicze. Na Pradze widziałem wykopane przyczółki mostowe i masy kozłów hiszpańskich. To samo wszędzie za Warszawą.
Warszawa. 7 lipca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Warszawa przeżyła drugi nocny nalot, jeszcze straszniejszy niż pierwszy. W domu nikt nie spał z wyjątkiem mnie, który znowu obudziłem się nic nie wiedząc już po wszystkim i spałem do rana. Nazajutrz pojechałem o siódmej rano do szkoły na Saską Kępę. Już wtramwaju jakiś grubas opowiadał swoje wrażenia, gdy go alarmm przychwycił przy ostatnim pociągu. Na placu Trzech Krzyży, gdzie uciekł rikszą, naliczył 213 wybuchów. Bombardowano sejm, gdzie są koszary policji, oraz dzielnicę niemiecką nad Wisłą. Kolejka dojechała tylko do Grójeckiej, dalej bowiem tor przy Chałubińskiego został zasypany gruzami kamienicy. Wzdłuż całej niemal Alei Jerozolimskiej widać były ślady bombardowania. Widziałem zbombardowane jakieś zakłady samochodowe naprzeciw Towarowej, uszkodzone domy koło szpitala Czerwonego Krzyża i spalone dwa pawilony szpitala Dzieciątka Jezus. W ogóle najwięcej podobno dostało się szpitalom. Po tym drugim nalocie w Warszawie wybuchła pierwsza w tej wojnie panika. Gdy wracałem o pierwszej ze szkoły, gdzie miałem tylko jedną lekcję, kolejka była przepełniona, tak że policja odrywała uwieszonych. Pod wieczór podobno żandarmeria powstrzymywała uciekające tłumy, a kolejki chodziły tylko do Komorowa.
Warszawa, 4 września
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Przez cały tydzień miałem lekcje od ósmej. Ponieważ muszę wychodzić z domu na kolejkę już dwadzieścia przed ósmą, więc trzy noce spałem u Salonich. Z czwartku na piątek miały miejsce dwa nocne alarmy. Słychać było przelatujące samoloty, ale bomb nie rzucono. Z piątku na sobotę w nocy jeden samolot rzucił trzy bomby przed mostem linii średnicowej i uszkodził tor oraz słup z przewodami elektrycznymi. Przerażenie po pierwszych nalotach już minęło, ale podczas alarmu po raz pierwszy w czasie tej wojny byłem świadkiem niezwykłego zdenerwowania, prawie popłochu.
Warszawa, 12 września
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W Warszawie błoto. [...] Panuje tak silny tyfus plamisty, że notują już ponad tysiąc zachorowań tygodniowo wśród ludności aryjskiej. W getcie podobno już zgubiono statystykę. Ponieważ epidemia wystąpiła również i w wojsku, władze wzięły się energicznie do dzieła. Zaprzęgnięto też do pracy pofesora Weigla ze Lwowa. Gorzej jednak, że na froncie miała się pojawić dżuma.
Warszawa, 27 października
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Na ulicy ciągle spotykam oddziały jeńców bolszewickich. Są to chłopy wielkie i dobrze odżywione, odziane dostatnio w wysokie buty, grube szynele i futrzane pikielhauby z nausznikami. Znowu wysiedlono kilka domów obok koszar. Jednego ucznia, który dał bolszewikowi papierosa, zamknięto w więzieniu. Zresztą Piotrków pokryty jest napisami: Polska zwycięży.
Piotrków Trybunalski, 14 listopada
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W Grodzisku spodziewają się nowych aresztowań, gdyż w magistracie urzęduje gestapowiec, który zamknął się w oddzielnym pokoju, gdzie studiuje księgi meldunkowe, wypytując zwłaszcza o wszelkich radnych, ławników i innych działaczy przedwojennych. Z drugiej strony mnożą się rabunki. W Grodzisku siedzi pod kluczem banda volksdeutcherów z jakimś Liekiem na czele. Został on usunięty z żandarmerii w Łodzi i zaczął u nas na swoją rękę rekwirować po drogach. [...] Do Haberlego przyszli w Warszawie dwaj żandarmi z polskim policjantem i zabrali mu kosztowności, brylanty oraz 6 tys. rubli w złocie. Gdy chciał zadzwonić w tej sprawie do żandarmerii, wyjęli granaty ręczne i zagrozili, że i siebie, i jego zabiją. [...] W Warszawie podczas zaciemnienia podobno się odbywają bezustanne rabunki.
Grodzisk Mazowiecki, 19 grudnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W środę rano pojechałem do Warszawy. Jechałem [...] z Saskiej Kępy przez getto. Uderzyła mnie panująca tam pustka. Mury i parkany pokryte są nielegalnymi napisami. Na Pradze jest nawet wielki napis: „Hitlerku, nie wygrasz wojny w żydowskim futerku”. [...] Nocowałem u Saloniego. W nocy był alarm lotniczy.
Warszawa, 11 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Zrobiło się chłodno. Od tygodnia wieją wiatry północno-wschodnie. Parę dni temu przepadywał lekko deszcz ze śniegiem. Wczoraj rano był szron i przymrozek przeszło 2 stopnie. Dziś jest mglisto i ciągle mży. Temperatura około 5 stopni. Mówią, że w Grodnie i w Białymstoku panują mrozy i śnieg. Ten niespodziany napływ zimna określają ludziska: „Stalin dmucha”. Na początku tygodnia: w piątek, sobotę, niedzielę, było jeszcze słonecznie, potem jednak zachmurzyło się i tylko czasem przebłyskiwało słońce. Dziś było mroczno przez cały dzień.
Grodzisk Mazowiecki, 1 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Od jakiegoś 20-tego bm. Niemcy przystąpili do likwidacji getta warszawskiego. Użyli do tego początkowo szaulisów i Ukraińców, usuwając policję polską. Przy tej sposobności jednego dnia miało zginąć 836 osób, w tym wszyscy napotkani tam Polacy. [...] Przejeżdżając obok getta widziałem oddział Ukraińców pod komendą gestapowca, posterunki otaczające mury i słyszałem strzały. Podobno wywożą z Dworca Gdańskiego po sześciuset Żydów dziennie w zaplombowanych wagonach. Nikt jednak nie wie dokąd.
Grodzisk Mazowiecki, 31 lipca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Ostatniej nocy obudził wszystkich domowników oprócz mnie i Dzidzi najpierw szum samolotów, a potem błyskawice i czerwone gwiazdy z towarzyszeniem nieustannych grzmotów nad Warszawą. Rano w Grodzisku dowiedziałem się już o szczegółach nalotu na Warszawę. Trwał mniej więcej od jedenastej do wpół do drugiej. Wielu zabitych wśród ludności polskiej. [...] W Grodzisku uzbrojono wszystkich „foksów” i wysłano do pilnowania stert ze zbożem, które podobno spłonęły już w wielu miejscach.
Pociągi z wojskiem jadą w obie strony.
Grodzisk Mazowiecki, 21 sierpnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Codziennie wstaję o piątej rano, gdy wzejdzie jutrzenka i pędzę na stację przed szóstą. Bilety trzeba kupować w kasie, choć nie ma już tłoku. W Warszawie dowiedziałem się, że w środę odbywały się wielkie łapanki, nawet na Saskiej Kępie. [...] Przyjechałem z Warszawy prosto do Grodziska [...]. I w Grodzisku, i w Milanówku odbywają się ciągle łapanki po ulicach i po domach. Dziś trwały w Milanówku przez całą noc. W Warszawie łapano na Pradze i w różnych punktach, tak że nauczycielki bały się opuszczać szkołę. Wróciłem jednak szczęśliwie. O bolszewickich nalotach ucichło. [...] Na torze ruch wojskowy ustał, idą tylko pociągi z rannymi.
Warszawa, 18 września
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Złota jesień trwa. Czuję się tak jakoś przygnębiony, że odechciało mi się zupełnie prowadzić dziennik. Wszyscy zresztą zdają się być przygnębieni. Jest to skutek łapanek, które trwają bez przerwy. Mają zresztą inny charakter niż dotychczas, bardziej indywidualny. W czwartek przeżyłem dwie w kolejce, gdy jechałem o szóstej rano do szkoły. Dziś, gdy wychodziłem z sumy w Grodzisku, również łapano. W środę, 23 września, gdy poszedłem do magistratu, natknąłem się na konwój połapanych w gminie i w starostwie. Był między nimi Radziak. Siedział na Skaryszewskiej tydzień, zanim jego żonie udało się go wydostać. Normalnie żądają 4 tys. za uwolnienie.
Grodzisk Mazowiecki, 4 października
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Łapanki powoli ustają. Mnożą się sabotaże i represje niemieckie na kolei. W Koluszkach powieszono 28 Polaków, w Rogowie 7, w Skierniewicach 8. Widziała ich pani Sukiennikowa, która handluje żywnością. Jednej nocy nieznani sprawcy wysadzili naraz wszystkie tory wokół Warszawy. Wywołało to oczywiście masowe aresztowania i obławy. Niemcy mieli mówić o aresztowanych: „My tory naprawimy w ciągu kilku godzin, ale tych, których rozstrzelamy, już nie wskrzesicie”.
Grodzisk Mazowiecki, 14 października
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Aresztowano po kawiarniach 50 zakładników. Ogłoszono ich nazwiska, ale żadne z nich niczego nie mówi. Poza tym przesunięto godzinę policyjną na 7.30. Wreszcie „za wrzucanie granatów ręcznych do lokalów niemieckich i za oblewanie kwasem solnym mundurów niemieckich” skazano Warszawę na milion kontrybucji. Cyfra ta przy dzisiejszych cenach wydaje się bardzo mała. Zresztą represje ciągle się mnożą. Obecnie ogłoszono w Milanówku i w Grodzisku, że za zabicie policjanta Wiktorowskiego w Nartach koło Mszczonowa stracono 15 „polskich” bandytów i komunistów. Dlaczego tylko „polskich” – nie wiadomo, skoro Generalną Gubernię zamieszkuje urzędowo szereg innych narodowości.
Grodziska Mazowiecki, 12 listopada
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.